Jak VI B upokorzyła II C, czyli komentarz na temat meczu Śląska Wrocław z Sevillą

Obejrzeliśmy „starcie” pomiędzy Śląskiem Wrocław i Sevillą, po czym zastanawialiśmy się, czy dzisiaj na obiad zamówimy schabowego, skusimy się na hamburgera, czy może jednak zupa z frytkami? Tak mniej więcej należy się przejmować dantejskimi scenami, do jakich doszło na Stadionie Miejskim we Wrocławiu. Nie, nie pozabijali się. Przynajmniej nie dosłownie. Za to piłkarsko popełniono przestępstwo, za które powinno grozić kilka lat więzienia. Ale tak to jest, jak klasa VI B ściera się z II C. Wynik nie może być inny.

Prezentacja drużyn

Prezentacja drużyn

Przed meczem zastanawialiśmy się jeszcze, czy Śląsk może wznieść się jeszcze wyżej (albo wznieść niżej…) i ograć Sevillę. Której, jak zakładaliśmy, zupełnie nie będzie się chciało grać w piłkę. Niestety dla wrocławskich kibiców, Waldek Sobota był już myślami w Bundeslidze, Rafał Gikiewicz przy dziecku, a Stanislav Levy zapewne gdzieś dwadzieścia metrów pod ziemią. Może w kopalni, żeby nikt nie zauważył wstydu na jego twarzy?

Powiedzmy sobie jedno na początku – jeśli jesteście kibicami wrocławskiej drużyny i spaliście wczoraj w pozycji płodowej, ssąc kciuka i marząc o tym, by świat przestał się kręcić… to rozumiemy. Spoko, upokorzenie każdy odbiera inaczej.

Nie, nie będziemy się znęcać. My!? Nigdy! Ale jeśli wspomnimy nazwisko Gravish i Gikiewicz w jednym zdaniu, to zapewne część z Was dostanie zawału, a przynajmniej palpitacji, nie? Nam trzęsą się ręce, mimo iż emocje w związku z meczem skończyły się jeszcze zanim się zaczęły. Choć po wpuszczeniu wspomnianego Izraelczyka znowu się zaczęły. Ale, z drugiej strony, Stanislav Levy dał pograć całe 45 minut dwudziestodwuletniemu Więzikowi, który w T-Mobile Ekstraklasie, od początku sezonu, spędził na murawie łącznie jakieś 10 minut. W przeciągu pięciu spotkań. Panie Stanislavie, wiemy że z pustego to i Salomon nie naleje, ale taka desperacja? W Europie?

Dobra, chwila powagi. Pierwsza połowa kończy się 0:2, Śląsk nawet patrząc na dwumecz pod kątem matematycznym nie powinien marzyć o awansie, a trener Levy wypuszcza tego nieszczęsnego Więzika. Jeśli powiedzielibyście nam dzisiaj, że wrocławianie grali drugą połowę w dziesięciu, to byśmy bez zająknięcia powiedzieli, że szkoda. A przez trochę ponad pół godziny grał nawet w 9 na 12. Bo wszedł Gravish. Serio, jeśli ten mecz wyglądał jak lanie sprawiane przez VI B klasie drugiej II C, to Izraelczyk wyglądał, jakby wpadł na boisko podawać wodę starszym kolegom (tym z drugiej klasy…) ale z braku laku pograł. Mimo że jest najgrubszym dzieckiem wśród pierwszoklasistów i nikt go nie lubi. Nie umiemy tego inaczej wyjaśnić.

Śląsk nie przegrał na własne życzenie. Był po prostu piłkarsko gorszy. O wiele gorszy. Jeśli jednak ktoś jeszcze raz w naszej obecności wspomni o tym, jak to pięknie walczył w pierwszym meczu, to wpadniemy w niekontrolowany szał. Dwumecz, 1:9, przepaść i wpiernicz. To najkrótsza charakterystyka tegoż spotkania.

Najbardziej przykrą obserwację zachowujemy jednak na koniec. Sevilla przyjechała do Wrocławia jak na sparing i nasze najgorsze obawy sprawdziły się w stu procentach. Zagrała bo musiała, bo takie są reguły tego dziwnego Pucharu-Pocieszenia-Dla-Legii-Za-Słabych-Na-Ligę-Mistrzów. A pomimo to zbiła gospodarzy tak okrutnie, że aż się zapętliliśmy i wciąż to powtarzamy. Jeśli więc redaktor Stanowski śmiał się, że gdzie z Kucharczykiem do Ligi Mistrzów, to mamy nadzieję, że dzisiaj napisał „gdzie z Więzikiem i Gikiewiczem do Europy?”.

Oczywiście Śląsk może jeszcze szczęśliwie w Lidze Europy wylądować. Wystarczy, że Ten-Łysy-Gość-Z-UEFA wylosuje go jako jedną z trzydziestu odpadających drużyn. A teraz się zastanówcie, kto by się z tego najbardziej cieszył.

Dajemy Wam chwilkę.

Odpowiedź: każdy rywal Śląska. Bo przecież można będzie komuś mocno obić buzie. Nawet niespecjalnie się starając.

Co prawda mieliśmy już skończyć, ale nie możemy się powstrzymać, żeby nie zapytać – po jaką cholerę Plaku wchodził pod trybuny za piłką? Przecież jego kolega z drużyny (nie zawracamy sobie nawet głowy przypominaniem sobie, który z nich to był) miał już drugą piłkę w ręku, a pierwszą powinni wyciągać chłopcy od ich podawania, nie? Według Plaku – NIE. Lepiej samemu porobić za górnika i schować się w ciasnej kanciapie. Może Albańczyk kombinował, że jak to zrobi, to pomylą go z jednym z tych chłopców i nie będą mu już kazali wchodzić na boisko? Skubany, zapomniał tylko się tam przebrać…

Śląsk odpada. Nie w pięknym stylu. Odpada po okrutnie frajerskim spotkaniu. Zapytamy w tradycyjnie kibicowskim, strasznie głupim stylu – boli? Ma boleć.

Choć bardziej może boleć wypowiedź Waldemara Soboty już po samym spotkaniu, który załamany poinformował dziennikarzy, że chyba jednak zostanie w Śląsku. Nie, nie przejął się tym że nie odnotował prawie ani jednego dobrego zagrania i że jego drużyna dostała tak mocno w czapę, że odczuje to jeszcze pięć pokoleń w przód. Zmartwił się,  że zostanie we Wrocławiu. A oni go tam i tak przywitają jako bohatera. „Dziwny jest ten świat, jak śpiewał wiesz kto.”

Ten wpis został opublikowany w kategorii Komentarz, Podsumowanie kolejki i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz