Gramy. Raz, dwa, trzy. Ciosy padają. Ledwo słaniamy się na nogach, ale gramy. Tak mniej więcej wyobrażamy sobie dzisiejszy mecz z Czarnogórą. Od razu też zauważymy – nie jesteśmy pesymistami. Jesteśmy realistami z optymistycznym nastawieniem do życia. Dlatego nie powiemy kto dostanie trzy ciosy. Bo boimy się przywoływać aż takie nieszczęście. Polska – Czarnogóra. Czyli teoretycznie mecz o wszystko, praktycznie o pietruszkę. Bo patrzymy w przód.
Boimy się nieco, że ten mecz może wyglądać jak starcie (eghm, eghm, zakrztusiliśmy się tym słowem w tymże kontekście) kadry Fornalika z Ukrainą. Dwa szybkie znikąd i po imprezie. Bo naprawdę ciężko uwierzyć dziś w drużynę kreowaną przez naszego selekcjonera. Wystarczy przecież spojrzeć na powołania. Brożek jako jedyny zmiennik Lewandowskiego? Oczywiście „Lewy” może zaskoczyć z orłem na piersi i strzelać jak szalony. Oczywiście Brożek również może nagle oszaleć i trafiać do bramki Czarnogórców. Ale to wszystko tylko kolejne marzenia i nadzieje. Bo jak jest z Polskim-Snajperem-Wyborowym-Ale-Tylko-U-Niemców wszyscy wiedzą. Z kolei Nowy-Stary-Wiślak przez ostatnie dwa lata grał w różnych klubach zagranicznych, w których łącznie strzelił wór bramek. To znaczy woreczek. Woreczkuniek. A i tak nie zapełniony. Bo bramek było aż trzy. T R Z Y.
Później patrzymy na dotychczasowy bilans meczów kadry pod wodzą Fornalika. Choć nie wiemy z której perspektywy spojrzeć. Więc przeanalizujmy obie:
– Polska do tego momentu w ramach eliminacji ugrała dwa zwycięstwa, trzy remisy i zaledwie raz okazała się gorsza od rywala. Wygląda całkiem nieźle, jak na drużynę, której tak bardzo się obrywa od mediów, ekspertów i nas. Od nas chyba szczególnie, ale takim to jesteśmy dziwnym tworem.
– Polska wygrała tylko z San Marino i Mołdawią. Hahahahahahaha
Jak więc widać, można do tego podejść na różne sposoby. Nieco optymistycznie, i nieco nie. Choć tak naprawdę oba warianty mogą wywoływać myśli, w których stwierdzimy że remis z Czarnogórą i tak jest niezłym wynikiem.
Kolejny powód, dlaczego możemy oczekiwać klęski? Tomasz Rząsa od rana trąbi w telewizorniach, że wygramy. Ohh, naiwny który uwierzył przed meczem. Oczywiście, mocno trzymamy kciuki, ale Panie Tomaszu, naiwność to rzec ludzka – nie ma się czego wstydzić po ewentualnej (cha cha cha) porażce.
Oczywiście możemy dopatrywać się też plusów. Na obronę wraca Jakub Rzeźniczak. Dziś sport.pl nazywa go żołnierzem uniwersalnym. Co prawda Rzeźnik nie wygląda jak Van Damme, ale rzeczywiście, może jeszcze niemile gości zaskoczyć. No i grali razem z Jędrzejczykiem, więc może wreszcie jakaś nić porozumienia z tyłu?
Na koniec jeszcze tylko jedno smutne stwierdzenie. Żeby ten mecz był czymś więcej niż towarzyskim pojedynkiem pomiędzy reprezentacjami Polski i Czarnogóry, wiele rzeczy musi wydarzyć się w przyszłości. Absurd ma tu niezły ubaw. Ale to prawda. Bo nawet ewentualne zwycięstwo z dzisiejszym rywalem daje nam jedynie satysfakcje. Bo w perspektywie mamy jeszcze mecze z Ukrainą w Charkowie i z Anglią na Wembley. Marząc o awansie, oba trzeba wygrać. Więc, what’s the different?
P.S.
Zawsze jak piszemy optymistycznie, to przegrywamy…