Nic się nie stało, Polacy nic… zapowiedź meczu Polska – Czarnogóra

Gramy. Raz, dwa, trzy. Ciosy padają. Ledwo słaniamy się na nogach, ale gramy. Tak mniej więcej wyobrażamy sobie dzisiejszy mecz z Czarnogórą. Od razu też zauważymy – nie jesteśmy pesymistami. Jesteśmy realistami z optymistycznym nastawieniem do życia. Dlatego nie powiemy kto dostanie trzy ciosy. Bo boimy się przywoływać aż takie nieszczęście. Polska – Czarnogóra. Czyli teoretycznie mecz o wszystko, praktycznie o pietruszkę. Bo patrzymy w przód.

Nam, ten obrazek się podoba. Fot. namonciaku.pl

Nam, ten obrazek się podoba. Fot. namonciaku.pl

Boimy się nieco, że ten mecz może wyglądać jak starcie (eghm, eghm, zakrztusiliśmy się tym słowem w tymże kontekście) kadry Fornalika z Ukrainą. Dwa szybkie znikąd i po imprezie. Bo naprawdę ciężko uwierzyć dziś w drużynę kreowaną przez naszego selekcjonera. Wystarczy przecież spojrzeć na powołania. Brożek jako jedyny zmiennik Lewandowskiego? Oczywiście „Lewy” może zaskoczyć z orłem na piersi i strzelać jak szalony. Oczywiście Brożek również może nagle oszaleć i trafiać do bramki Czarnogórców. Ale to wszystko tylko kolejne marzenia i nadzieje. Bo jak jest z Polskim-Snajperem-Wyborowym-Ale-Tylko-U-Niemców wszyscy wiedzą. Z kolei Nowy-Stary-Wiślak przez ostatnie dwa lata grał w różnych klubach zagranicznych, w których łącznie strzelił wór bramek. To znaczy woreczek. Woreczkuniek. A i tak nie zapełniony. Bo bramek było aż trzy. T R Z Y.

jezus

Później patrzymy na dotychczasowy bilans meczów kadry pod wodzą Fornalika. Choć nie wiemy z której perspektywy spojrzeć. Więc przeanalizujmy obie:

– Polska do tego momentu w ramach eliminacji ugrała dwa zwycięstwa, trzy remisy i zaledwie raz okazała się gorsza od rywala. Wygląda całkiem nieźle, jak na drużynę, której tak bardzo się obrywa od mediów, ekspertów i nas. Od nas chyba szczególnie, ale takim to jesteśmy dziwnym tworem.

– Polska wygrała tylko z San Marino i Mołdawią. Hahahahahahaha

Jak więc widać, można do tego podejść na różne sposoby. Nieco optymistycznie, i nieco nie. Choć tak naprawdę oba warianty mogą wywoływać myśli, w których stwierdzimy że remis z Czarnogórą i tak jest niezłym wynikiem.

Kolejny powód, dlaczego możemy oczekiwać klęski? Tomasz Rząsa od rana trąbi w telewizorniach, że wygramy. Ohh, naiwny który uwierzył przed meczem. Oczywiście, mocno trzymamy kciuki, ale Panie Tomaszu, naiwność to rzec ludzka – nie ma się czego wstydzić po ewentualnej (cha cha cha) porażce.

Oczywiście możemy dopatrywać się też plusów. Na obronę wraca Jakub Rzeźniczak. Dziś sport.pl nazywa go żołnierzem uniwersalnym. Co prawda Rzeźnik nie wygląda jak Van Damme, ale rzeczywiście, może jeszcze niemile gości zaskoczyć. No i grali razem z Jędrzejczykiem, więc może wreszcie jakaś nić porozumienia z tyłu?

Na koniec jeszcze tylko jedno smutne stwierdzenie. Żeby ten mecz był czymś więcej niż towarzyskim pojedynkiem pomiędzy reprezentacjami Polski i Czarnogóry, wiele rzeczy musi wydarzyć się w przyszłości. Absurd ma tu niezły ubaw. Ale to prawda. Bo nawet ewentualne zwycięstwo z dzisiejszym rywalem daje nam jedynie satysfakcje. Bo w perspektywie mamy jeszcze mecze z Ukrainą w Charkowie i z Anglią na Wembley. Marząc o awansie, oba trzeba wygrać. Więc, what’s the different?

P.S.

Zawsze jak piszemy optymistycznie, to przegrywamy…

If_you_know_what_I_mean

Opublikowano Zapowiedź kolejki | Otagowano , , , , | 2 Komentarze

Beniaminki przegrywają, mistrz wygrywa, wszystko gra, czyli podsumowanie 6 kolejki T-Mobile Ekstraklasy

Wydawałoby się, że 6 kolejka T-Mobile Ekstraklasy była typowa. Kto miał wygrać ten wygrał, kto miał przegrać ten przegrał, a kto Wisła ten cierpi. Jakoś tak nam to wszystko się w głowach poukładało już po pierwszej kolejce i tego będziemy się trzymać. Bardzo mocno.

lec-gor

Na boisko wychodzi lider i druga drużyna w tabeli. Na trybunach zasiadają tysiące osób spragnionych dobrego widowiska i chociaż jednego prostego kopnięcia piłki. Czego możemy być pewni przed meczem? Że jeśli wytrzymamy 90 minut żenującego kopania się po czołach to będziemy z siebie dumni. Ekstraklasa bywa przewidywalna i to najlepszy dowód. Niby na boisku Nakoulma i Matsui, a poza nim Nawałka i Probierz. Niby na trybunach głośny doping. Niby wszystko się zgadza. Ale znowu oglądamy 80 minut, które wygląda jak spacerniak pobliskiego zakładu karnego i 10 minut znośnej gry. Czy to jakaś klątwa czy po prostu wyimaginowana presja? Czy to stres wiąże piłkarzom nogi czy po prostu nie umieją grać w piłkę nożną? Wolimy nie odpowiadać i odpowiedzi nie szukać. Dobrze że gdzieś tam po murawie PGE Arena krążyli Przybylski i Pietrowski. To przynajmniej coś wpadło. Dziękujemy.

ruc-zag

Kibice Ruchu Chorzów bardzo ucieszyli się, gdy na murawę przy ulicy Cichej wszedł Arek Piech. W końcu zrobił tyle dobrego dla Ruchu Chorzów, że musieli mu podziękować. A że gra w przeciwnej drużynie? Kto przy zdrowych zmysłach by się tym przejmował? Przecież nam krzywdy nie zrooo…

– 0:2 Arkadiusz Pieeech – krzyczeli komentatorzy.

– A może zrobi? – pytali zdziwieni kibice „Niebieskich”.

Zrobił. Choć całkiem ładną. Trzeba Piechowi oddać co Piechowe – wie gdzie szukać futbolówki, by umieścić ją w siatce. No i nie celebrował bramki. Ot, wykonał swoją robotę, jak Mario Balotelli. To się nazywa szacunek do kibiców.

Jeszcze słówko o Zagłębiu Lubin. Zagrali taki mecz, że mogli to wygrać 7:0, mogli zremisować 3:3 i mogli przerżnąć 0:8. Logika? Brak. Sens? Brak. Realia? Polskie.

wid-jag

Widzew Łódź i Jagiellonia Białystok zagrały dwie połowy i proszę nam uwierzyć na słowo, nie trzeba sprawdzać. A fakt, że jak to w Ekstraklasie, w pierwszej połowie nie było czego oglądać? To przecież nie komentujemy, nie? Jaga mogła i powinna coś ustrzelić w pierwszej połowie. Ale tego nie zrobiła. Więc ustrzelił za nich Tomasz Wajda. A ustrzelił Barana. Martina Barana. Czerwoną kartką. No i Visnakovs ustrzelił, jeszcze przed ustrzeleniem Wajdy. Zapętliliśmy się… Widzew w każdym razie prowadził, grał z przewagą jednego zawodnika i miał wszystko, by wreszcie zgarnąć pełną pulę (tak, wiemy że nie pierwszy raz w tym sezonie…), ale jakoś z tej okazji nie skorzystał. Choć jeszcze w 89 minucie to Łotysz trafiał w poprzeczkę Jagi, to już w 93. minucie do bramki Widzewa trafił Piątkowski. I remis podzielił ich, niczym dwa zwaśnione narody… Bez sensu…

pog-wis

Wisła pod wodzą Franciszka Smudy coś tam sobie w piłkę pogrywa. Ciężko bowiem zapomnieć lanie, jak spuściła poznańskiemu Lechowi przed tygodniem. Ale teraz z kolei ciężko będzie zapomnieć piach, jaki zagrała w Szczecinie. Pewnie, wielu ekspertów już napisało, że to był niezły mecz. Może i niezły, ale na miejscu fanów ze Szczecina już byśmy zawiadamiali wrocławską prokuraturę o przestępstwie. Bo to, co zrobił sędzia Daniel Stefański w 89 minucie gry to jawna kpina ze wszelkich przepisów. Obrońca blokujący piłkę ręką w polu karnym to nie jest normalne zagrania i należy się za to rzut karny. Wiedzą o tym nawet nasze wszystkie koleżanki z pracy, prawda? Prosimy… przytaknijcie… Pogoń „ugrała” remis, choć mogła i powinna wygrać. Wisła „ugrała” remis, choć nie mogła i nie powinna. Sprawiedliwość przez duże „S”.

cra-leg

Gdyby Cracovia prowadziła po 25 minutach 2:0 to wszyscy by powiedzieli – no kurczę, nic ta Legia nie gra, to i dostaje baty od „Pasów”. Ale jak bramki mają strzelać Steblecki i Nowak, to się nie ma czemu dziwić. Panie Nowak, z pięciu metrów? W bramce Skaba (!) a Pan nie trafiasz z pięciu metrów? Słyszeliśmy że w Krakowie nie ma zbyt wielu budek z kebabem, jakby szukał Pan nowego zajęcia. A propos Skaby – wrócił po dwóch latach między słupki w ligowym meczu i bramki nie wpuścił. A miał taką fajną rolę. Rezerwowy bramkarz, który nie musi nic robić. No prawie nic, poza Pucharem Polski. A tu taka kontuzja Kuciaka. Teraz dopiero Skaba zostanie sprawdzony – Ekstraklasa, Liga Europy, Puchar Polski. No chyba że w Pucharze pogra zgłoszony Antolivić (HA HA HA). A bramka Legii? Kopia z meczu z Bukaresztem. Mamy nadzieję, że ani Włosi (Lazio przegrało 1:4), ani Turcy (Trabzonspor przergał 0:3 a bramkę wbił mu ex-legionista, Bruno Mezenga), ani Cypryjczycy (kogo obchodzi ich wynik?) nie oglądali tych meczów i nie wymyślą patentu, jak bronić się przed tą koronkową akcją podopiecznych Urbana. No i jeszcze jedno słówko – Ojamaa. Ojamaa. Ojamaa. Tak, panie trenerze, to do Pana. Ojamaa.

pia-sla

Piast na pewno chciałby wrócić do górnej połówki T-Mobile Ekstraklasy. Na pewno zrobiłby wiele. Przykładowo, pograłby w piłkę. Ale umiejętności, jak wiemy, bywają ograniczone, więc po prostu grają w ekstraklasę. To taka swojska, polska odmiana piłki nożnej właśnie. Ale grali ze Śląskiem Wrocław, więc nie mieli się też co specjalnie przejmować. O prosimy – szybkie 1:0 i niby pozamiatane. Bo Waldemar Sobota już w Belgii, Stanislav Levy na ław… a NIE! Na trybunach. Pozorant jeden – chciałoby się rzec. Ale i bez niego wrocławianie wiedzieli jak wyrównać. Pytanie tylko, kto jest bardziej zawiedziony tym wynikiem?

lec-zaw

Jakoś tak nam zawsze szkoda tego biednego Zawiszy. Niby prezes całkiem ześwirowany (polecamy wywiad na Weszło!), niby piłkarze zawsze opłaceni i chętni do gry, walki i gryzienia trawy. Niby beniaminek, który miał walczyć o środek tabeli. A tu takie wyniki… Dobra, przyjeżdża do wicemistrza Polski i skazywany jest na pożarcie. Ale jak się okazuje, dostarcza tyle emocji, że coś nas ściska w dole…

A nie, to to akurat głód.

Z taką grą Zawisza naprawdę może walczyć o środek tabeli. Tylko może by tak zatrudnić kogoś, żeby grał w obronie? Nie, nie mamy nic do Ziajki, Micaela, Skrzyńskiego czy Lewczuka. Ale z drugiej strony, Lech znowu nie jest w takim gazie, żeby strzelał jak na zawołanie. W sumie trzeba było się nie kłaść pod topór, to by głowy nie ucięli. Wow, jak to mądrze zabrzmiało. Wow, wow, wow… WOW.

Opublikowano Podsumowanie kolejki | Otagowano , , , , , , , , , , , , , , , , , , | Dodaj komentarz

Jak VI B upokorzyła II C, czyli komentarz na temat meczu Śląska Wrocław z Sevillą

Obejrzeliśmy „starcie” pomiędzy Śląskiem Wrocław i Sevillą, po czym zastanawialiśmy się, czy dzisiaj na obiad zamówimy schabowego, skusimy się na hamburgera, czy może jednak zupa z frytkami? Tak mniej więcej należy się przejmować dantejskimi scenami, do jakich doszło na Stadionie Miejskim we Wrocławiu. Nie, nie pozabijali się. Przynajmniej nie dosłownie. Za to piłkarsko popełniono przestępstwo, za które powinno grozić kilka lat więzienia. Ale tak to jest, jak klasa VI B ściera się z II C. Wynik nie może być inny.

Prezentacja drużyn

Prezentacja drużyn

Przed meczem zastanawialiśmy się jeszcze, czy Śląsk może wznieść się jeszcze wyżej (albo wznieść niżej…) i ograć Sevillę. Której, jak zakładaliśmy, zupełnie nie będzie się chciało grać w piłkę. Niestety dla wrocławskich kibiców, Waldek Sobota był już myślami w Bundeslidze, Rafał Gikiewicz przy dziecku, a Stanislav Levy zapewne gdzieś dwadzieścia metrów pod ziemią. Może w kopalni, żeby nikt nie zauważył wstydu na jego twarzy?

Powiedzmy sobie jedno na początku – jeśli jesteście kibicami wrocławskiej drużyny i spaliście wczoraj w pozycji płodowej, ssąc kciuka i marząc o tym, by świat przestał się kręcić… to rozumiemy. Spoko, upokorzenie każdy odbiera inaczej.

Nie, nie będziemy się znęcać. My!? Nigdy! Ale jeśli wspomnimy nazwisko Gravish i Gikiewicz w jednym zdaniu, to zapewne część z Was dostanie zawału, a przynajmniej palpitacji, nie? Nam trzęsą się ręce, mimo iż emocje w związku z meczem skończyły się jeszcze zanim się zaczęły. Choć po wpuszczeniu wspomnianego Izraelczyka znowu się zaczęły. Ale, z drugiej strony, Stanislav Levy dał pograć całe 45 minut dwudziestodwuletniemu Więzikowi, który w T-Mobile Ekstraklasie, od początku sezonu, spędził na murawie łącznie jakieś 10 minut. W przeciągu pięciu spotkań. Panie Stanislavie, wiemy że z pustego to i Salomon nie naleje, ale taka desperacja? W Europie?

Dobra, chwila powagi. Pierwsza połowa kończy się 0:2, Śląsk nawet patrząc na dwumecz pod kątem matematycznym nie powinien marzyć o awansie, a trener Levy wypuszcza tego nieszczęsnego Więzika. Jeśli powiedzielibyście nam dzisiaj, że wrocławianie grali drugą połowę w dziesięciu, to byśmy bez zająknięcia powiedzieli, że szkoda. A przez trochę ponad pół godziny grał nawet w 9 na 12. Bo wszedł Gravish. Serio, jeśli ten mecz wyglądał jak lanie sprawiane przez VI B klasie drugiej II C, to Izraelczyk wyglądał, jakby wpadł na boisko podawać wodę starszym kolegom (tym z drugiej klasy…) ale z braku laku pograł. Mimo że jest najgrubszym dzieckiem wśród pierwszoklasistów i nikt go nie lubi. Nie umiemy tego inaczej wyjaśnić.

Śląsk nie przegrał na własne życzenie. Był po prostu piłkarsko gorszy. O wiele gorszy. Jeśli jednak ktoś jeszcze raz w naszej obecności wspomni o tym, jak to pięknie walczył w pierwszym meczu, to wpadniemy w niekontrolowany szał. Dwumecz, 1:9, przepaść i wpiernicz. To najkrótsza charakterystyka tegoż spotkania.

Najbardziej przykrą obserwację zachowujemy jednak na koniec. Sevilla przyjechała do Wrocławia jak na sparing i nasze najgorsze obawy sprawdziły się w stu procentach. Zagrała bo musiała, bo takie są reguły tego dziwnego Pucharu-Pocieszenia-Dla-Legii-Za-Słabych-Na-Ligę-Mistrzów. A pomimo to zbiła gospodarzy tak okrutnie, że aż się zapętliliśmy i wciąż to powtarzamy. Jeśli więc redaktor Stanowski śmiał się, że gdzie z Kucharczykiem do Ligi Mistrzów, to mamy nadzieję, że dzisiaj napisał „gdzie z Więzikiem i Gikiewiczem do Europy?”.

Oczywiście Śląsk może jeszcze szczęśliwie w Lidze Europy wylądować. Wystarczy, że Ten-Łysy-Gość-Z-UEFA wylosuje go jako jedną z trzydziestu odpadających drużyn. A teraz się zastanówcie, kto by się z tego najbardziej cieszył.

Dajemy Wam chwilkę.

Odpowiedź: każdy rywal Śląska. Bo przecież można będzie komuś mocno obić buzie. Nawet niespecjalnie się starając.

Co prawda mieliśmy już skończyć, ale nie możemy się powstrzymać, żeby nie zapytać – po jaką cholerę Plaku wchodził pod trybuny za piłką? Przecież jego kolega z drużyny (nie zawracamy sobie nawet głowy przypominaniem sobie, który z nich to był) miał już drugą piłkę w ręku, a pierwszą powinni wyciągać chłopcy od ich podawania, nie? Według Plaku – NIE. Lepiej samemu porobić za górnika i schować się w ciasnej kanciapie. Może Albańczyk kombinował, że jak to zrobi, to pomylą go z jednym z tych chłopców i nie będą mu już kazali wchodzić na boisko? Skubany, zapomniał tylko się tam przebrać…

Śląsk odpada. Nie w pięknym stylu. Odpada po okrutnie frajerskim spotkaniu. Zapytamy w tradycyjnie kibicowskim, strasznie głupim stylu – boli? Ma boleć.

Choć bardziej może boleć wypowiedź Waldemara Soboty już po samym spotkaniu, który załamany poinformował dziennikarzy, że chyba jednak zostanie w Śląsku. Nie, nie przejął się tym że nie odnotował prawie ani jednego dobrego zagrania i że jego drużyna dostała tak mocno w czapę, że odczuje to jeszcze pięć pokoleń w przód. Zmartwił się,  że zostanie we Wrocławiu. A oni go tam i tak przywitają jako bohatera. „Dziwny jest ten świat, jak śpiewał wiesz kto.”

Opublikowano Komentarz, Podsumowanie kolejki | Otagowano , , , , , , , , , , , , | Dodaj komentarz

Dwie rumuńskie szpilki w polski balon, czyli Legia Warszawa – Steaua Bukareszt

Pisaliśmy o tym wczoraj, napiszemy i dziś – po cholerę, co roku, regularnie wręcz, dmuchać balon a później w nadziei czekać, że rzucane w jego stronę szpilki nie trafią do celu? Legia nie przegrała ze Steauą, co jest wynikiem niezłym. Ale też nie awansowała do wymarzonej Ligi Mistrzów, co już jest słabe, złe i w ogóle „a feee”.

Fot. Miłosz Nasierowski, Legia.Net

Fot. Miłosz Nasierowski, Legia.Net

Dość banałów! Popatrzmy na mecz z nieco innej perspektywy, może nieco od strony dziwnych statystyk i faktów, które można dziś, z nieco chłodniejszą głową wyciągnąć. Nie twierdzimy, że już przestały buzować w nas emocje i nie mamy ochoty krzyknąć – „na Boga, Legio, dlaczego?”, ale już opanowaliśmy drżenie rąk i jesteśmy w stanie stukać w klawiaturę.

Podopieczni Jana Urbana byli blisko, ale tylko dzięki wynikowi. Piłkarsko wciąż jednak nie wyglądało to tak, jakby mieli zamiar podbić Champions League. Choć ich rywale, szczególnie w drugiej połowie, nie zagrali niczego wybitnego. Jednak „Wojskowi” nie stanęli na wysokości zadania, a Jakub Rzeźniczak swoją bramką tylko otarł nam łzy.

Ano właśnie – od bramki Rzeźniczka zacznijmy nasz przegląd dziwnych, do-niczego-nie-pasujących-statystyk, które znaleźliśmy w Internecie. Przede wszystkim, dzięki tej bramce, Legia jako pierwsza drużyna od czasów gry w Lidze Mistrzów Widzewa Łódź, a więc od siedemnastu lat (pewnie nie wiedzieliście, że to aż tyle?), nie przegrała żadnego eliminacyjnego spotkania do tego elitarnego turnieju. Nieźle nie? Wygrała też niewiele, ale zwycięzców się przecież nie ocenia. Legia nie awansowała i nie jest zwycięzcą? …

– Jestem – Żenująca Cisza wpadła jako gwóźdź programu.

– Pani wróci za chwileczkę, co?

– Nie ma problemu, krążę wokół…

– Tematu! – nasza pewność siebie mogła powalić nawet wrocławskiego Sky Towera.

– Waszego nędznego poczucia humoru.

Cisza.

Inny fakt jest taki, że od występów łódzkiego RTS-u w Lidze Mistrzów (to już siedemnaście lat, wiecie?), w piłkarskim raju zagrały drużyny z trzydziestu różnych krajów. W tym z takich piłkarskich potęg jak Cypr, Austria, Węgry czy Białoruś. Tak, Polski wśród nich zabrakło. Nie, reforma Platiniego niewiele pomogła – nie nam.

Jakiś dziwny, zapewne pijany i szalony statystyk wyliczył, że jeśli w sezonie 2013/14 Legia Warszawa zdobędzie mistrzostwo Polski, to za rok będzie w czwartej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów rozstawiona. Oczywiście potrzebuje też kilka zwycięstw w Lidze Europy, ale już nie ścieramy się, żeby policzyć dokładnie ilu. Pewnie cały wór, z którego na dodatek zwycięstwa jeszcze się wysypują. Oznaczałoby to, że za rok będzie szansa, by na Champions League nie czekać kolejnych siedemnastu lat. Bo nie wiemy czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale tyle już jej wypatrujemy na polskim, piłkarskim horyzoncie.

Na koniec też fakt, który może zaskoczyć nawet najbardziej zagorzałego fana piłki nożnej w Polsce. Jeśli w przyszłym roku polska drużyna, mistrz kraju, będzie walczyć o LM, to będzie to robił po osiemnastu (!) latach banicji. Nasza nieobecność na salonach będzie miała swoją pełnoletniość. Warto więc jej z tej okazji życzyć wszystkiego najlepszego, a nie rychłego końca, nie?

Fot. Jan Szurek, Legia.Net

Fot. Jan Szurek, Legia.Net

Oczywiście moglibyśmy tu jeszcze dodać jakąś mega-hiper-poważno-naukową analizę meczu. Ale wejdźcie sobie na jakiś poważny portal typu gazeta.pl, fakt.pl, mowimyjak.pl, newsweek.pl, 90minut.pl, Legia.Net czy legia.com to przeczytacie tam dużo mądrych zdań.

– Już? – Żenująca Cisza. Wróciła.

– M O M E N T!

– No ok., ok. Po co te nerwy?…

No więc dodamy jednak krótką analizę. Bo się na piłce znamy.

Legia strzeliła wczoraj pięć bramek. Dwie sobie, trzy przeciwnikowi. Jednej nie uznali.

– Sobie? – mógłby zapytać jedyny Uważny Czytelnik.

Sobie, bo to co robiła obrona przy strzałach Stanciu czy Piovaccariego, to jakaś kpina. Już nawet nie chcemy się znęcać nad Ivicą Vrdoljakiem, bo po prostu nam go żal. Nie wspomnimy też nawet słowem o tym, że gdyby nie spalony nieco z kapelusza to Legia wygrała by 3:2 i awansowała do Ligi Mistrzów. O tym wiecie.

Chcielibyśmy jednak pochwalić kilku piłkarzy. Bo jak tu nie wspomnieć o zapieprzającym w obie strony Koseckim? O ciężko harującym Rzeźniczaku, który ukoronował swoje występy w tych eliminacjach strzałem, którego nie powstydziliby się najlepsi napastnicy w Europie? Ahh ten spokój…

– Wielokropek – to ja wpadam! – zgadnijcie kto?

– …

– Już sobie idę… Ale jestem…

– W okolicy. Wiemy.

Starał się też Radović i Ojamaa, który pokazał się w drugiej połowie. Biegał, walczył i dokładał wszelkich starań, by wynik tego spotkania zmienić. Ale mu się nie udało, czemu się w sumie nie dziwimy.

Dziwimy się Janowi Urbanowi, który na trzy dni przed najważniejszym mecze sezonu, w starciu z Lechią Gdańsk, wypuszcza na boisko dziesięciu innych piłkarzy, zachowując na placu gry jedynie Kuciaka. Kiedy ta obrona miała się zgrywać? Na treningach? Niech grają, po to są zatrudnieni w Legii, Panie Trenerze. No i prosiłbym o wytłumaczenie mi decyzji o wpuszczeniu Mikity. MI-KI-TA!? Serio? W eliminacjach do Ligi Mistrzów? Cenimy młode talenty, ale no… Panie Janie!

Nie będziemy jednak nikogo specjalnie winić za wtorkowy porażkowy-remis (skoro może być zwycięski?). Legia wywalczyła fazę grupową Ligi Europy, co było jej celem minimum. Warto więc podziękować piłkarzom, że do końca walczyli o swoje. Że trochę emocji (najczęściej niezdrowych) nam dali.

Ale nie możemy się powstrzymać przed napisaniem najważniejszej głupoty. Mówiliśmy żeby nie dmuchać balonu? Rumuni chytrze wbili w niego dwie szpile i on nie tyle pękł, co pieprznął nam prosto w twarz. Boli i huczy w uszach. I będzie huczeć jeszcze długo. Bo kac przychodzi dopiero po czasie. Tak jak Żenująca Cisza.

– Jestem! – nawet się ucieszyła… skubana…

Opublikowano Podsumowanie kolejki | Otagowano , , , , , , , , , , , | Dodaj komentarz

Wiara wiarą, ale już niczego nie dmuchajmy, czyli zapowiedź meczu Legia – Steaua

Jak co roku, zaczynamy dmuchać balonik. Niby w tym roku mamy większy ku temu powód. Legii wystarczy nie stracić bramki na własnym boisku, by awansować do Ligi Mistrzów, ale znowu my, kibice, dziennikarze, blogerzy i Bóg wie kto jeszcze, stwarzamy presję i robimy sobie nadzieję. Dmuchamy i dmuchamy, i chyba nie orientujemy się, że to wszystko zaraz może pieprznąć. I to z głośnym hukiem, po którym jeszcze długo będzie dzwoniło nam w uszach.

legia-steaua-czy-legia-warszawa_338839

Pytamy więc, jak to z tą Legią jest? Widzi już uchylone bramy piłkarskiego raju ale wciąż nie może ich przekroczyć, bo gdzieś z boku czają się źli Rumuni z Bukaresztu, którzy chcą jej podstawić nogę i sami wskoczyć na jej miejsce. Pytamy się więc sami, kto w tym meczu może, a kto musi?

Jeśliby wierzyć nagłówkom dzisiejszych gazet, to musi przede wszystkim Legia. Pewna gazeta, gdzie pracują sami piłkarscy eksperci, czyli  Przegląd Sportowy, wali dziś nagłówkiem na „jedynce” – Legio, musisz! Więc, uprzejmie zwracamy się do ludzi, którzy podobno znają się na pisaniu i piłce lepiej od nas, z prośbą by takie nagłówki wsadzili sobie głęboko między pośladki. Brutalnie? Brutalnie to mogą się poczuć po ostatnim gwizdku sędziego.

Legia może, a nie musi. Pewnie, że kibice już zwariowali i uważają inaczej. Ale przypominamy o słowach prezesa Leśnodorskiego, który jeszcze przed rozpoczęciem eliminacji stwierdził, że celem jest faza grupowa Ligi Europy, a Liga Mistrzów będzie po prostu spełnieniem marzeń. A tych nie dostaje się ot tak, za pstryknięcie palcem. Warto też pamiętać, że my sprzedając Artura Jędrzejczyka za 2,2 mln euro twierdzimy, że ubiliśmy dobry interes. Steaua właśnie opchnęła swojego lidera za prawie 10 milionów. I rozpaczają, że zbyt tanio. Więc my tak serio, chcemy się porównywać i wciąż udawać, że to jest pojedynek dwóch równorzędnych drużyn?

Nie jest, a awans Legii do fazy grupowej Champions League będzie sensacją. Rumuni mają lepiej obsadzone wszystkie pozycje, oprócz bramki. Ale Kuciak nie może „Wojskowym” wygrać meczu w pojedynkę. Może próbować jak z Lechią Gdańsk, ale małe ma na to szanse. Potrzebny jest kubeł z cholernie zimną wodą na głowę każdego piłkarza wychodzącego dziś na murawę Stadionu Wojska Polskiego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego.

Bo dziś gramy o wszystko. Nie ma już możliwości odrobienia strat w kolejnym spotkaniu. Trzeba zagrać na dwieście procent, a ten cholerny, piłkarski raj, tak bardzo nadużywany przez nas i wszystkie polskie media, zostanie otwarty również dla Polski. Skończy się siedemnastoletnia banicja i wreszcie wrócimy na salony.

Powtarzamy więc pytanie – czy Legia ma duże szanse by zagrać w Lidze Mistrzów? Uważamy że spore, ale wciąż faworytem spotkania są Rumuni (w przeciwieństwie do bukmacherów). Bo dzisiaj nawet wynik 0:3, na korzyść gości z Bukaresztu nie będzie żadnym zaskoczeniem. Modlić się tylko należy, by tym razem trener Urban nie czekał z magicznym napojem z gumijagód do przerwy, a zaaplikował go swoim piłkarzom jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. A wtedy, wtedy… wtedy cała Warszawa i większość naszego magicznego kraju po prostu wzniesie ręce w geście zwycięstwa. Geście, którego tak bardzo brakuje nam, piłkarskim fanom.

Wierzmy w Kuciaka, Dossę Juniora, Rzeźniczaka, Koseckiego, Radovićia czy Saganowskiego. Jednak błagamy, nie dmuchajmy balonu. Bo jeszcze dostaniemy nim w twarz.

Opublikowano Zapowiedź kolejki | Otagowano , , , , , | Dodaj komentarz

Euro-prawie-optymistyczny-wpiernicz, czyli podsumowanie meczu Sevilla FC – Śląsk Wrocław

Jak w wypadku Legii wczoraj, tak dziś też pewnie nie przeczytacie tu niczego odkrywczego, choć na pewno nieco sprzecznego z ogólno przyjętym nurtem, panującym dnia dzisiejszego w mediach sportowych. Bo nie zamierzamy tu pisać jak to fajnie, że Śląsk Wrocław otworzył się i próbował grać z Sevillą jak równy z równym. Z tego powodu Twiter nie tyle ćwierkał, co aż huczał od pochwał dla piłkarzy Stanislava Levego. My nie do końca to rozumiemy.

sev-sla

Chwalić Śląska trzeba. Na pewno. Bo po raz kolejny na arenie europejskiej zagrał dobry mecz, pokazując że jedyne co można mu zarzucić, to dostosowywanie się poziomem do rywali. Nie, nie jest to pochwała, bo wrocławianie zbyt często dostosowują się do Podbeskidzia. Tak, t e g o Podbeskidzia…Bo w sumie jak się gra w T-Mobile Ekstraklasie…

– Dzisiaj też jestem z wami. – Niepowtarzalny-Jedyny-W-Swoim-Rodzaju-Głos-Sumienia.

– Wiemy. I?

– Śląsk?

– Katowice, Chorzów, Tychy…

– N i e  b ą d ź   b e z c z e l n y   g ó w n i a r z u – ktoś tu tracił cierpliwość.

– Ale my jesteśmy przecież równolatkami, Sumienie, ja, my, oni…

– ŚLĄSK!

Taaaak. Śląsk zagrał naprawdę miło dla oka. Ale my jesteśmy typowymi Polaczkami więc…

– Chodzicie w sandałach i skarpetach, a na wakacjach za granicą w hawajskiej koszuli? – Głos Sumienia zawarł przymierze z Diabłem Inteligencji.

Jesteśmy typowymi Polaczkami, więc poszukamy sobie kilku minusów w podobno świetnym występie WKS. Ale może zacznijmy od pozytywów. Bo z tych gorszych i lepszych wiadomości zawsze lepiej usłyszeć tę milszą dla ucha, prawda? Pani w szarej bluzie z kapturem nie podnosi ręki, jej zdanie nas nie interesuje!

Pozytyw jest taki, że Polacy zagrali naprawdę miło dla oka. Mówiliśmy już o tym? To inny – prosimy bardzo, Śląsk strzelił pierwszy bramkę. Ładnie? Dodatkowo naprawdę walczył, atakował, bronił się i miał Gikiewicza. I tym razem w bramce grał Rafał a nie Łukasz. Czyli ten dobry z braci „Giki-taki”. Skubany, do 41 minuty bronił wszystko co leciało w światło bramki, nawet jak był to Ostrowski. A o 41 minucie i rzucie wolnym mógłby szybko zapomnieć.

Ale poznęcajmy się trochę. W końcu w Internecie wszyscy jesteśmy anonimowi (ha ha ha – śmiech szalonego naukowca…)

Po pierwsze – Śląsk przeje&*@#$

No serio. Fajnie że… Nie no, moment. Zagrał tak, że nie przyniósł wstydu, a nawet trochę dumy, ale przejechał się mocno, ulegając 1:4. A wynik idzie w świat. Za rok niewiele osób będzie pamiętało, jak wyglądało to spotkanie.

Po drugie – odpadł z pucharów

Tak, wiemy – nigdy nie był faworytem. Ba, nie dawaliśmy mu szans na strzelenie bramki. A tu taka miła niespodzianka w czwartek, w wykonaniu Soboty. Takie suchary lubimy najbardziej. Możemy uprawiać gdybologię stosowaną i pomyśleć, co by było gdyby jednak postanowili się bronić i grać o dobry wynik a nie styl. Ale po co? 1:4 i wynik idzie w świat.

Po trzecie – co za głupie błędy!

Gikiewicz naprawdę pozamiatał wszystko swoimi interwencjami. Ale nie możemy zapomnieć, że pierwsza bramka powinna wpaść na jego konto. I nawet Stanowski Krzysztof nas nie przekona, że to wina obrońców, którzy powinni stać dalej. No ale jak już mówimy słowo dalej, to zróbmy krok w przód. Popatrzmy na rzeczonych obrońców.

Albo lepiej nie, bo się popłaczemy.

Oczywiście najlepiej zagrał Waldemar Sobota, a i swoje dorzucił Mila. Problem w tym, że to za mało. Bo gdyby Plaku pokonał Beto i podwyższył na 2:0… Gdyby wykorzystał wręcz stuprocentową okazję…

Gdyby – opis graficzny:

fajerwerki

Realia – opis graficzny:

upadek

Taaak właśnie. Byłoby cudownie, jest typowy dramat.

Ale cieszmy się – Śląsk odpada w pięknym stylu. I dramatyzujmy, Legia jest jedną nogą w Lidze Mistrzów, ale w kiepskim stylu. Tak dziś myśli przeciętny Internet. Nie rozumiemy. Ale my też nie od tego jesteśmy.

Na koniec muzyczne pocieszenie dla piłkarzy Śląska:

No dobra, nie wszystko. Ale może jakąś bramkę, przed opchnięciem Soboty?

Opublikowano Komentarz | Otagowano , , , , , , | Dodaj komentarz

Bramy raju uchylone, czyli podsumowanie meczu Steaua – Legia

championsleagueWszystkie serwisy już wszystko napisały o meczu Legii Warszawa ze Steauą Bukareszt. Pytanie jest więc zasadnicze – po co piszemy my? Nie wiemy. Choć może mamy na to jakąś odpowiedź. Bo lubimy pisać, a niektórzy nawet to doceniają. Nie, nie wchodząc na tego bloga. Po prostu doceniają to, jeszcze o tym nie wiedząc. Ale kiedyś będą wiedzieć a my wtedy powiemy, że wiedzieliśmy pierwsi, zanim wiedza ta stała się modna!

– Eghm, Legia – nieśmiały Głos Sumienia nie pozwolił nam marzyć.

– Już, już. Tylko Legia, Legia i Legia. Wszędzie Legia. Dlaczego nikt nie interesuje się Czarnymi Sieniawka!?

– Bo nie grali w Bukareszcie? – Głos Sumienia nie był w humorze.

– …

Legia wywiozła remis, bramkowy. Wiecie? Wiecie. Legia jest w bardzo dobrej sytuacji przed rewanżowym spotkaniem. Wiecie?

– Nuuudy. Coś nowego? – Głos. Sumienia.

Otóż tak, nowością dla Was może być fakt, że Jan Urban nie ma żadnego magicznego wywaru. Szok? Niedowierzanie? Chaos porównywalny tylko z próbą zrozumienia kto jest kim i co go łączy z tamtym, w „Grze o tron”? Możliwe. Ale Urban wyszedł na drugą połowę jakby właśnie skończył poprawiny. A właściwie jakby wprost z wesela trafił na poprawiny, pomijając fazę spania i kąpieli. A przede wszystkim zmiany ubioru. Dowód:

Fot. Legia.com

Fot. Legia.com

Wiemy. To pół-dowód. Reporterzy ewidentnie bali się zrobić fotkę szkoleniowcowi Legii w takim stanie, i tylko odważny człowiek z Legia.com zebrał się na tyle w sobie, na ile widać powyżej. Podobno może mieć problem z opuszczeniem praskiego szpitala.

Ciężko napisać coś sensownego o tym meczu. Jeszcze gorzej jak trzeba takie pierdoły pisać, jak wypisujemy tu co tydzień. Warszawska drużyna nie istniała przez pierwsze 45 minut, ale jeśli spodziewał się ktoś, że może być inaczej, to już dziś powinien udać się do najbliższego psychologa. „Wojskowi” tak grają od początku eliminacji i jak do tej pory to im wystarczyło. Jeśli uda im się to w przyszły wtorek, to bramy raju nie będą uchylone. Będą szeroko otwarte, a my będziemy mogli powiedzieć z dumą – koniec siedemnastoletniej banicji. Polska wraca na salony.

Ale to oczywiście marzenia. Które mogą się rozwiać w przeciągu pierwszej połowy. Trzeba bowiem wytrzymać 90 minut bez utraty bramki. Albo strzelić jedną więcej niż Rumuni. Może być ciężko.

Oczywiście wyróżnimy kilku ludzi, ale tylko jeden może zostać naszym nowym bóstwem.

iwanczyk_twittTak jest. Jeśli Legia zagra w Champions League, to kibice powinni jeszcze raz spalić tęcze na Placu Hipstera Zbawiciela i w jej miejsce postawić kilkumetrowy pomnik Dusana Kuciaka. Ten gość, który jeszcze kilka dni wcześniej w ramach meczu Rumunia – Słowacja siedział na tym samym stadionie w Bukareszcie na ławce, pokazał że nie wie co to presja. Co prawda w reprezentacji ma „nad sobą” byłego legionistę, Janka Muchę, ale w Legii jest już swego rodzaju zbawicielem. ZBAWICIELEM. Na koniec chciał też sędziemu podarować kilka zapalniczek, które leciały w jego stronę w trakcie meczu, ale Rizzoli nie pali. Tak twierdzi Boniek. A my Prezesowi wierzymy.

Warto też wspomnieć o Radovićiu. W przeciągu pierwszych 45 minut zagrał najlepiej, choć jak tylko zaczyna drybling, to my zaczynamy „Zdrowaśkę”. Bo nie można czasami na to patrzeć. Dobra, w ogóle nie można na to patrzeć. Trener Urban powinien mu zabronić prób dryblingu. Karą mogłaby być na przykład dodatkowa godzina na siłowni. Miro wygląda, jakby każda kolejna była mu potrzebna.

Nie sposób nie napisać też niczego o Rzeźniczaku. Panie Jakubie. Oficjalnie – dobrze że Pan jest z nami! Co prawda mógł Pan odpuścić sobie kopanie biednego Rumuna w brzuch, ale ogólnie super, wow i gratulujemy. Szkoda tylko, że grał Pan obok granatu bez zawleczki, czyli Dossy Juniora. Który koniec końców niestety eksplodował.

No i na koniec wisienka – Kosecki. Przez 50 minut gry można było w ogóle nie odnotować faktu, że ten malutki gość gdzieś tam na tej murawie jest. Ale przyszła 52 minuta i był tam gdzie miał być. Wcisnął bramkę, a jakby minutę później wytrzymał w linii przez 2 sekundy dłużej, to dałby Legii zwycięstwo.

Ale nie ma co przesadzać z marzeniami. Teraz czekamy na wtorek. I liczymy na to, że jednak Legia wzniesie się na wyżyny, a my za kilka tygodni w Warszawie będziemy mogli posłuchać na żywo hymnu Ligi Mistrzów. The Chaaampioooons!

Opublikowano Podsumowanie kolejki | Otagowano , , , , , , , , , , | Dodaj komentarz

Kiedyś to Panie było… czyli podsumowanie 4 kolejki T-Mobile Ekstraklasy

2015_19544168Tak to w życiu bywa, że ludzie zabierają się za jakieś projekty, a później im się zachce urlopów. O! Ale mądrość. Już widzimy, jak te-złe-internety wstawiają te słowa obok zdjęcia jakiegoś mądrego człowieka. Nie, Rychu Peja nie jest tu dobrym przykładem. Szanujemy, oczywiście, ale serio? Rychu. Pan usiądzie z powrotem.

Ale! Kiedyś to było. Rzeczywiście – ludzie realizowali rozpoczęte projekty, mistrzowie kraju wygrywali z ogórkami, a Wisła umiała wygrywać. Kiedyś to było…

pod-zag

Kiedyś marzyliśmy o pracy jako komentator meczów. Najlepiej piłkarskich oczywiście, bo mimo naszej miłości do szachów, nie jesteśmy Kazimierzem Węgrzynem i nie potrafimy się jarać byle czym. Chociaż już drugi sezon piszemy o T-Mobile Ekstraklasie. Boże mój, Boże mój, Boże mój… Więc tak! Chcieliśmy, i to bardzo. Ale później sobie myślimy, że nasz wspaniały, niepowtarzalny i aktualnie nieistniejący szef mógłby nas wysłać do Bielska na mecz pomiędzy Podbeskidziem a Zagłębiem Lubin. Musielibyśmy siedzieć daleko od domu, w deszczu, oglądać w akcji Górkiewicza czy innego Pawele. Już wiecie dlaczego zrezygnowaliśmy z marzeń? Co do samego meczu. Padało, jak już wspomnieliśmy. A całość zakończyła się bezbramkowo. W tym sezonie nie popełnimy tego błędu, i nie napiszemy o tym że Górale przyszły sezon zaczną w pierwszej lidze, ale jakby co, to leciutko to właśnie zasugerowaliśmy, OK.? Bo kiedyś to Panie było, że jak się nie wygrywało to się spadało. No kiedyś to Panie było…

wis-jag

Franek Smuda działa cuda. To znaczy na pewno by chciał, ale objął Wisłę Kraków. A tam zdziałać aktualnie cuda, to zadanie zbyt trudne nawet dla Franciszka. No bo jak to, Brożkiem i Chavezem zdobywać ligę? A może jeszcze Ligę Mistrzów zdobywać? Dobra, Pawła Brożka wsadziliśmy tu trochę na wyrost, bo asystował przy bramce Małeckiego. I co ciekawe, byłaby to bramka zwycięska, gdyby Biała Gwiazda nie miała w swoich szeregach wspomnianego Chaveza, albo gdyby ten chociaż miał jakiekolwiek nerwy, albo chociaż głowę… Nie to, żeby musiał jej specjalnie używać, ale tak głupi faul, w tak głupim momencie, w tak głupiej-i-zupełnie-nie-groźnej-sytuacji nooo, to czapki z głów. Za to bomba Balaja? Palce lizać. Kiedyś to by Wisła wygrała. Kiedyś to Panie było…

wid-gor

Wyobrażacie sobie bójkę między starszym, mocnym chłopcem, a niedołężnym, młodszym, noszącym okulary młodszym bratem? Wy sobie wyobraźcie a my powspominamy…Wracając jednak do meczu, to Górnik Zabrze przyjechał do gościnnej Łodzi, poprosił Widzew o trzy punkty, zostawił napiwek i zniknął. To znaczy odjechał. No ale jak gospodarze grają tak jak w minioną sobotę, to nie ma się też czemu dziwić. Dobry mecz w wykonaniu gości i obecność gospodarzy. To trzeba odnotować. Bo proszę spojrzeć, 85 minuta, Kowalski dostaje piłkę w pole karne i strzela. Robi to w takim stylu, że łódzkie lotnisko wstrzymuje wszystkie starty, bo kontrolerzy ruchu boją się, że to niebo spada im na głowy. Kiedyś to Panie było tak, że piłkarze naprawdę w piłkę grali, a nawet trafiali w światło bramki. Kiedyś to Panie Widzew walczył o mistrzostwo Polski. Kiedyś to Panie było…

lec-cra

Się Lechia Gdańsk naoglądała z bliska Barcelony i teraz im się w głowach poprzewracało. Grają w piłkę, wygrywają i zajmują nawet trzecie miejsce w tabeli. Nie to, żebyśmy wierzyli, że mogą tam posiedzieć dłużej niż kilka kolejek (max jedną…), ale już tam są, tak? A Cracovia? No, jakby to powiedzieć, wróciła na Salony, i w Krakowie powinni się z tego ucieszyć. Przynajmniej w połowie Krakowa. Choć po czterech kolejkach mogą się martwić, bo przecież do Kolejarza Stróże tak długo się jedzie. Ehh. Ciężkie jest życie ekstraklasowca – chciałoby się rzec. Ale później się zerka na gdańszczan, którzy wreszcie wygrywają w niezłym stylu i już nic nie wydaje się takie jak było kiedyś. Bo kiedyś to Panie było…

ruc-leg

Legia Warszawa – 3 mecze, 9 punktów, 12 bramek strzelonych i 1 stracona. Ruch Chorzów – 3 mecze, 2 punkty, 3 strzelone bramki i 4 stracone. Wojskowi grają jeszcze w międzyczasie w eliminacjach Ligi Mistrzów, a mimo to Jan Urban tak może rotować składem, że nawet najwięksi fani karuzeli dostają kręćka. Nie. Nie zawsze wychodzi to na dobre, ale mecz ten miał swoje plusy dla wszystkich wytrwałych. Największym był Kazimierz Węgrzyn, który usilnie przekonywał przez całe spotkanie, że Kosecki był najlepszy na boisku. Szkoleniowiec legionistów widział chyba coś innego, bo zdjął młodego zawodnika w drugiej połowie, ale nic tam. Kazimierz Węgrzyn ma prawo gadać takie rzeczy. Jemu wszystko można wybaczyć. Ruch w każdym razie pokazał, że jeszcze pamięta jak kopać prosto, a Łukasz Surma, jako były kapitan Legii pokazał, że strzelić też umie. Tak, uważamy że to był strzał życia, a przynajmniej sezonu i kolejne takie trafienie zanotuje w kolejnym sezonie, i to na FIFIE. Ale zapewnił Niebieskim zwycięstwo? Zapewnił. Kiedyś to Panie było tak, że jak lider demolujący rywali przyjeżdża do Chorzowa, to powinien kontynuować pasję demolki, ale kiedyś to Panie było…

pog-sla

Pamiętacie jeszcze mecz z ubiegłego tygodnia, kiedy to Śląsk Wrocław demolował Club Brugge? To nic, że zremisował 3-3 – był zdecydowanie lepszy i miał Waldemara Sobotę. W niedzielę też miał Sobotę, ale już ze Szczecina kompletu punktów nie potrafił wywieść. Bo, o zgrozo, zagrał trochę jak Legia. Pierwsza połowa była, ale podopieczni trenera Levego na nią nie dotarli. Przybyli na drugie 45 minut, i za to że mecz zakończył się jedynie remisem, piłkarze Pogoni powinni podziękować samym sobie. A właściwie to mocno się opierniczyć w szatni. A przynajmniej opierniczyć Dąbrowskiego i Bąka. Bo jak się marnuje takie piłki to się powinno kajać przez kolejny tydzień. Albo miesiąc. Albo w ogóle zrezygnować z grania w piłkę. Ale kiedyś to Panie piłkarze mieli honor. Kiedyś to Panie było…

lec-kor

Przed meczem wielu „ekspertów” (ha ha ha!) stwierdziło fakt, że Lech Poznań musi się zrehabilitować za kompromitujący dwumecz z Żalgirisem Wilno. Zrehabilitować meczem w ramach T-Mobile Ekstraklasie, przeciwko Koronie Kielce, za odpadnięcie z Ligi Europejskiej w żenującym stylu!? A czy Panowie eksperci brali ostatnio może jakieś dziwne, małe pigułki od nieznajomych, którym wypadały włosy a z ust pachniało nalewką owocową i porażką życiową? Proponujemy to odstawić. Kolejorz nawet gdyby wrzucił kielczanom „dychę” to by się nie zrehabilitował. Choć kibice z Poznania znowu wykazali się miłością do klubu i głośnym, wręcz fanatycznym dopingiem ponieśli piłkarzy do zwycięstwa, to wciąż nie mogą czuć się zrehabilitowani. Chyba że zapomnieli jak jeszcze w czwartek krzyczeli „dość pośmiewiska, wypierdalajcie z boiska”. Ale jakoś w to nie wierzymy. Lech co prawda wygrał, był drużyną lepszą i nawet wyglądał jak drużyna, ale kiedyś to Panie polskie drużyny ogrywały litewskie. Kiedyś to Panie było…

pia-zaw

Ileż można robić z rycerza Zawiszy kobietę Zawiszę? Zawisza Bydgoszcz jest nim. Ten Zawisza! Na litość boską! Dziękujemy za uwagę i przeczytanie tej krótkiej adnotacji. Teraz pragniemy skupić Państwa uwagę na Piaście Gliwice – drużyna, która przez jakieś 210 minut grała w eliminacjach do Ligi Europy przyjęła u siebie beniaminka i powinna się cieszyć że ugrała punkt. Nie wiemy, czy świat stanął na głowie w poprzednim sezonie, czy w poniedziałek. Zawisza pewnie ucieszyłby się z punktu, gdyby go mu obiecano w niedzielę. W poniedziałek wieczorem, po przestrzelonym karnym powinien być załamany. No dobra, tylko nieszczęśliwy. Ale od nieszczęścia do załamania tak niedaleko. Nie, nie wiemy tego z doświadczenia. Wiemy za to, że kiedyś to Panie było tak, że drużyny grające w eliminacjach do europejskich pucharów ogrywały ogórków. Kiedyś to Panie było…

Opublikowano Podsumowanie kolejki | Otagowano , , , , , , , , , , , , , , , , , , , | Dodaj komentarz

Wróciły salony, czyli podsumowanie pierwszej kolejki T-Mobile Ekstraklasy!

Jak co roku, przerwa od T-Mobile Ekstraklasy nie mogła trwać zbyt długo. Dlatego wszelkiej maści kopacze piłkarze wrócili na boiska, a przynajmniej na tę trawę otoczoną trybunami, co to niektórzy o niej mówią szumnie „stadion”. Fani Pogoni się nie oburzają, bo to nie jest pstryczek w nos. Pstryczkiem to były plotki o Ljuboji hahahaha

zag-pog

Czy tylko nam się wydaje, czy zaatakowało nas jakieś straszne deja vu? Zagłębie Lubin otwierało już kiedyś sezon meczem z Pogonią Szczecin. Kiedyś… ROK TEMU! I wiecie co? Dostało okrutny oklep. Postanowili więc wyciągnąć lekcję z tamtego sezonu i przegrać zaledwie 0:2. U siebie. Wszystko tłumaczymy brakiem Błęda. Nie błędów. Bo tych to było co niemiara. Wszystkie kłuły w oczy, a sympatyków Miedziowych także w inne miejsca. Bolało. A Pogoń, jak to Pogoń. Już jest wiceliderem! Cisza…

wis-gor

Wisła!

– Co?

– W sumie to nudno, może byście coś pograli?

No i pograli. Na nerwach sympatyków. Ostatnio współczujemy każdemu, kto wspiera „Białą Gwiazdę”. Nie dość że drużyna gra piach, i że Sobolewski zakończył karierę, to jeszcze Franek Smuda wrócił na ławkę. Wrócił w pięknym stylu. Bo ugrał od razu punkt. Co prawda jego piłkarze przez cały mecz wyglądali jakby trenera nie do końca lubili i czekali aż Górnik pomoże im go zwolnić, ale goście z Zabrza też jacyś tacy niewyraźni…

– Rutinoscorbin! – krzyknęli fani ze Śląska.

– Elektrowstrząsy – krzyknęli fani z Małopolski.

– Nic nie zmienię – krzyknął…

A nie, to już kopanie leżącego. Wisła zremisowała z Górnikiem i kto nie zasnął w trakcie meczu ten pracuje przy Ekstraklasie, albo masochista. Oficjalnie!

zaw-jag

Dwadzieścia lat Zawisza czekał, ażeby wrócić na polskie piłkarskie salony. Dwadzieścia długich lat. Dwadzieścia! I co? I przegrał. I to z kim! Z Jagiellonią! Ale moment, moment! To już nie ta sama Jaga co przed rokiem! Nie ma już trenera Hajto, co uznajemy za największe wzmocnienie ekipy z Białegostoku. Za największego frajera spotkania uznajemy za to Hermesa, który za dwie żółte kartki wyleciał z boiska, a Zawisza dwie minuty później stracił gola. Choć przez pierwszą spotkania był lepszy. Ale, jak już się przekonał na własnej skórze, nie wystarczy być rycerzem w Ekstraklasie. Trzeba grać w piłkę. Albo nie kopać po nogach, tylko futbolówkę!

leg-wid

Pamiętacie te mecze? Pamiętacie to witanie w piekle? Pamiętacie, a jak nie to interesujecie się Ekstraklasą, albo macie 12 lat. Tak czy siak trafiliście tu przypadkiem i fakt, że jeszcze to czytacie jest dosyć dziwny. Bardzo dziwny… W każdym razie! Przypominać nie będziemy, bo wszyscy wiedzą o co chodzi. Wspomnimy więc tylko, że Widzew przyjechał i chciał w piłkę pograć. Legia nie okazała się jednak miłym gospodarzem. Dopuściła łodzian do świetnych sytuacji, ale chytrze ustawiła w bramce Kuciaka w formie. No i śmiała się pod nosem, że podsuwała marchewkę i w ostatniej chwili zabierała. Chytruski! A do tego jeszcze na każdą zmarnowaną setkę gości odpowiadała strzeloną bramką. Pierwszą wcisnęła już w 3 minucie, a ostatnią w 85. Choć na murawę wybiegli tacy zawodnicy jak Cichocki i Mikita. Szczególnie ten drugi zagrał niezły mecz. Zaliczył dwie asysty i połowę gola. Bo choć piłki dotknął, to swojego bramkarza pokonał Staroń i bramka powinna zostać zaliczona jemu. Jan Urban pokazał natomiast, jak szeroki ma skład. Bo wygrać 5:1 a na ławce wciąż mieć Saganowskiego, Dwaliszwiliego czy Vrdoljaka? Jak na nasze warunki, całkiem nieźle!

kor-sla

To był mecz o nazwie „Niedzielna, Niezapowiedziana Zamiana Ról”. W skrócie NNZR. Nie, nie NFZ, choć ten podobno też istnieje. W każdym razie to Korona wyszła na mecz o wiele bardziej zmotywowana i nawet zaczęła stwarzać sobie świetne sytuacje. Gdyby tylko jej napastnicy potrafili trafić w światło bramki. Albo chociaż pomocnicy. Obrońcy! KTO-KOL-WIEK! To w Kielcach by się cieszyli z pierwszego zwycięstwa w sezonie 2013/14. A tak? Po punkciku i pozoranty Śląsk zadowolony. Odnotujemy tutaj również fakt, że najlepiej spośród przyjezdnych zaprezentowali się Kelemen i Stevanović. Czy widzieliście żeby ktokolwiek kiedyś siedział w taki sposób na ławce? Klasa sama w sobie. Dziwimy się, że trener Levy nie skusił się, żeby jednak wygrać ten mecz…

cra-pia

Zawisza czekał dwadzieścia lat. Cracovia nieco mniej, ale też złakniona była walki o mistrzostwo Polski coś innego niż awans do Ekstraklasy. Więc mocno zaczęła. Od bramki! Choć zastanawialiśmy się, kto jest bardziej zmęczony – gospodarze powrotem do TME czy Piast powrotem z Kazachstanu. Po ostatnim gwizdku wiedzieliśmy – Craxa. Bo choć krakusy zaczęły lepiej, to prawdziwego faceta poznaje się po tym jak kończy. Tak słyszeliśmy, ale wciąż nie możemy w to uwierzyć. Mimo to, jeśli to przysłowie jest aktualne, to nie jesteśmy nic warci Zbozień jest prawdziwym macho! Dwie bramki, lider klasyfikacji króla strzelców i trzy punkty w Gliwicach. A Cracovia powinna poszukać obrony. Słyszeliśmy, że trener Stawowy już rozgląda się po osiedlowych boiskach. Poziom może być wyższy.

ruc-lec

Lech rozpoczął sezon tak, by udowodnić że w tym roku tylko on i Legia będą się liczyć w walce o mistrzostwo Polski. Dlatego Ubiparip strzelił tak niemiłosiernie celnie, że Kamiński (Krzysztof, nie Marcin – ten z Ruchu!) mógł co najwyżej zacząć krzyczeć na swoich obrońców. Właściwie nie tylko mógł ale również powinien, ale co my tam wiemy… A później podopieczni trenera Rumaka myśleli, że jak postoją do końca meczu w miejscu, to im się wszystko wygra samo. A tu proszę, Malinowski we współpracy z Arboledą (wiemy, że on z Lecha, ale tak wyszło…) strzelili bramkę. Manuel wrócił na boisko, ale czy to na pewno lepiej dla „Kolejorza”? Niech szkoleniowiec sam zdecyduje, bo dwie „skopane” bramki w przeciągu dwóch meczów robią wrażenie. Nie, nie pozytywne.

Ćwiczenia dodatkowe:

Zmiany graficzne odnotowane? Co z tego że drobne! Pytamy się – odnotowane? Oklaski, kurtyna, do piątku!

Opublikowano Podsumowanie kolejki | Otagowano , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , | Dodaj komentarz

Panie, co ja widzę!? A nie, to norma… czyli podsumowanie The New Saints – Legia Warszawa

Legia Warszawa jest faworytem tego spotkania – tak jest, tak właśnie napisaliśmy przed meczem. I po pierwszych minutach na zmianę pukaliśmy się w czoło, płakaliśmy, waliliśmy głową w ścianę, pięścią w nasze kobiety łóżko, płakaliśmy i znowu pukaliśmy. Się pukaliśmy. No i rozlewaliśmy piwo dookoła przez drżenie rąk i nerwicę. Tak mniej więcej wyglądaliśmy wczoraj od 20:15 do 21:17. Później było już lepiej. Chociaż troszeczkę.

fot. wprzerwie.pl

fot. wprzerwie.pl

– Bardzo?

– Przecież mówimy, że troszeczkę.

– To dosyć niedoprecyzowane…

– KOGO TO OBCHODZI!

– To po co piszecie?

– Bo wynik poszedł w świat, a o stylu gry wielu może nie wiedzieć, a wiedzieć powinno wielu, bo jeszcze tak niewielu tak łatwo nie wkurwiło zdenerwowało tak wielu tak niewieloma udanymi zagraniami.

Pogubiliśmy się nieco…

Wszystko zaczęło się dosyć dziwnie, bo kibice Legii niby byli, trenera Jana Urbana też widzieliśmy a nawet panowie przebywający na boisku wyglądali jakoś znajomo. Sędziego nie kojarzyliśmy, ale on akurat wyglądał jakby uczył się swojego fachu w lesie, gdzie jedyne co się porusza to gałęzie pod wpływem wiatru i wiewiórek. Bo reagował na różnego rodzaju zagrania w taki sposób, jakby lubił wycinkę drzew. Albo wycinkę czegokolwiek. Ale dzięki niemu prawie się nawróciliśmy modląc się nie tylko o wynik, ale również o to, żeby wszyscy piłkarze wrócili w miarę jednym kawałku.

No ale to nie arbiter był głównym bohaterem wczorajszego wieczora. Byli nimi piłkarze. Trochę jednej i drugiej drużyny. O tak, The New Saints namieszało i to sporo. Ale po kolei.

Największa tragedia, której nie spodziewali się nawet tacy panikarze jak my, wydarzyła się już w jedenastej minucie. Wtedy to Kuciak i Wawrzyniak dali lekcję „Jak nie komunikować się z kolegą z drużyny”. Trener Urban po zagraniu legionistów wyglądał, jakby nie umawiali się na darmowe szkolenia, ale wiecie, misja szerzenia futbolu na światowym poziomie przejęła kontrolę nad jego piłkarzami, i co biedni mieli zrobić? Że niby zachować zimną głowę? Ale tam przecież było 21 stopni! Prawie jak upał!

W każdym razie bramka padła i to w sposób tak frajerski, że chyba nawet Typowy Seba, na co dzień występujący w B-klasowym Huraganie Nowa Wieś Wygwizdowa zaczął się krztusić kolacją. Ze śmiechu, nie z podziwu. A nasze kobiety tylko parafrazowały klasyka „A dlaczego nie Legia?” Zastanowiliśmy się przez chwilę nad odpowiedzią i wiecie co? Po pierwszych 45 minutach prosiliśmy się o powtórkę z Wilna. Dla zapominalskich, oto ona:

Tak tak, później przyszło przerwanie meczu i wyrzucenie z europejskich pucharów, ale jak zobaczyliśmy wczorajszy styl gry, to co było złego w tamtej decyzji UEFA?

Pierwsza połowa to rzeczywiście pukanie Legii do europejsko-futboloweg-raju-znanego-gdzieniegdzie-jako-po-prostu-Liga-Mistrzów. Ale pukanie w takim stylu, jak pisaliśmy wczoraj – z dna, gdzie zazwyczaj znajdują się muł i odchody. Bo takie granie to po prostu gówno piach!

W przerwie liczyliśmy na cud i nie wiemy czy uwierzycie, ale on przyszedł. Niektórzy nazywają go Kucharczyk, ale my po prostu nazwiemy to cudem, który za pomocą Kucharczyka zaczął się dziać od 21:07 czyli 47 minuty meczu. Wtedy to „Kuchy” strzelił bramkę, a parę minut później zaliczył również asystę. A co na to internety? Nie, nie zaczęły się cieszyć – zaczęły kpić wrzucając takie hasła jak to, głoszące „że wreszcie Jan Urban zrozumiał, że drewno można tylko pokonać drewnem”. Kucharczyk nie jest znowu taki straszny, nie róbmy dramatu. A wczoraj dał razem z Furmanem naprawdę dobrą zmianę. Czym się ona cechowała? Przede wszystkim tym, że chciało im się biegać. W przeciwieństwie do Pinto, Radovića czy też Dwaliszwiliego. Bo o tym, że gruziński czołg w ogóle przetacza się przez boisko dowiedzieliśmy się w 40 minucie, po świetnym pressingu w wykonaniu Marka Saganowskiego.

Druga połowa to też przemiana Koseckiego. Nie błyszczał jeszcze tak jak przyzwyczaił nas do tego w poprzednim sezonie T-Mobile Ekstraklasy, ale chociaż zaczął cisnąć biegać po skrzydle. I to szybko. No i strzelił bramkę, na którą polował ewidentnie zapominając nawet o kolegach z drużyny. Koniec końców Furman i Kucharczyk zagrali lepiej niż ściągnięci Pinto i Radović i tylko dzięki temu Legia wygrała. W świat idzie 3:1, ale jeżeli następni rywale obejrzą ten mecz, to… w sumie może być łatwiej. Bo jak się zapomną i będą się tak długo śmiać, to w trakcie meczu mogą ich boleć brzuchy…

Za tydzień rewanż. Jakieś przekonujące 5:0? Albo chociaż 1:0? Prosimy…

Ćwiczenia dodatkowe:

Wawrzyniak – jemu należy się dodatkowe słowo. Panie Jakubie, prosimy, Pan odpocznie sobie przy trudniejszym rywalu, co? Bo jak można dać się ogrywać półamatorom? I to w taki sposób, że nawet Zdzichu z drugiej B się śmieje, że on „umi lepiej”.

Opublikowano Podsumowanie kolejki | Otagowano , , , , , , , , , , | Dodaj komentarz